sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział I

Hej jestem Rosalie Vine i opowiem Wam jak poznałam An Lupin i Amy Jason.


Pewnie wsiadłam do pociągu i ruszyłam szukać moich przyjaciół arystokratów. Szybkim krokiem przemierzałam wagon, gdy pociąg ruszył, a ktoś na mnie wpadł. Upadłam, przede mną leżała brązowooka dziewczyna. Jej włosy sięgały do pasa, były kasztanowe z ombre. Wstałam, otrzepałam spodnie i spojrzałam na dziewczynę. Choć nie miałam pomagania w zwyczaju wyciągnęłam dłoń .
- Dzięki - powiedziała dziewczyna, łapiąc mnie za rękę. Poczułam dziwny przypływ mocy. Nie da się tego opisać. Gdy tylko puściłam dziewczynę spojrzałam na nią. Tak samo jak ja była zaskoczona.
- Co to było? - spytała.
- Nie wiem - powiedziałam - Jestem Rosalie Vine
- Amy Jason, ale chyba nie podam ręki - obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Ted, oddawaj to moje! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Biegła za chłopakiem, trzymającym jej torbę. Bez wahania wystawiłam nogę. Chwilę później pod moimi nogami leżał dość przystojny chłopak.
- A to za co? - spytał, podnosząc się. Wyrwałam mu torbę dziewczyny i podałam jej.
- Prosiła cię żebyś jej oddał torbę - powiedziałam uśmiechając się wrednie - Rosalie Vine - dodałam w stronę dziewczyny
- An Lupin, a to był mój brat Ted. Ale nie musiałaś go podcinać - powiedziała głosem godnym prawdziwej Ślizgonki i podała mi rękę. Uścisnęłam ją i wtedy stało się to samo co z Amy.  Szybko puściłam dłoń An.
- Znowu - szepnęłam.
- Znowu? - spytała zdziwiona An.
- Chodźmy do wolnego przedziału - zdecydowałam. An i Amy poszły za mną.
Znalazłyśmy szybko pusty przedział.
- Łapiemy się wszystkie na raz. Jasne? - dziewczyny tylko pokiwały głowami. Wychowywałam się w rodzinie czystej krwi, a władczy ton towarzyszył mi od urodzenia. Złapałyśmy się za ręce. Poczułam jeszcze większy przypływ mocy i... Słyszałam myśli dziewczyn.
Puściłyśmy się.
- To było... - zaczęła An
- Super - dokończyła Amy. Chyba była najbardziej podekscytowana całą sytuacją.
- Chciałam powiedzieć dziwne...
- Wow, jak dla mnie to było coś jakby jakaś więź pomiędzy nami - powiedziałam - Czytałam dużo o takich więziach i czasem były takie "przypadkowe" spotkania, które prowadziły do odkryć - strasznie się cieszyłam . Wtedy przypomniałam sobie o arystokratach. Chrzanić to, pomyślałam. Z Amy i An czułam, że żyję.
- Czyli sądzisz, że łączy nas jakaś więź? - spytała Amy. Lekko podskakując na siedzeniu.
- Tak - pokiwałam głową - Spokojnie, bo zaraz zlecisz - dodałam widząc, że Amy zaczyna niebezpiecznie huśtać się na boki. Może ma nierówno pod sufitem?


To był początek przyjaźni, która wszystko zmieniła. Żadna nie wiedziała wtedy prawie nic o pozostałych, a jednak zdecydowałyśmy się na przyjaźń, mimo że tego, że mogłyśmy trafić do różnych domów ( i tak właśnie się stało )


                                                                                           Rosalie

2 komentarze:

  1. ''Żadna nie wiedziała wtedy prawie nic o pozostałych, a jednak zdecydowałyśmy się na przyjaźń''
    Piękny cytat <3 Ustawiam na tapetę, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajrzyj do mnie :) Nominowałam Cię do LBA :)))

    OdpowiedzUsuń